niedziela, 15 maja 2011

Zielony płaszcz

:)
Zaczęłam wreszcie pisać te cholerną pracę licencjacką!!!!! :):):):):):):)
To chyba ma coś wspólnego z goniącymi mnie jak wygłodniałe... bestie (?) moimi byłymi facetami. Oni są w mojej podświadomości, w pod- i przedmyślach... i w moim cholernym telefoniszczu komórkowym. Spać mi nie dają.
A ja postanowiłam znów na przekór pójść naprzód. Może po to ich wogóle trzymam przy sobie? Żeby radykalnie kwestionowali istnienie czasu przyszłego dla mnie?
Potwory spod łóżka, złe życzenia... Marzenia, przed których spełnieniem tak mnie ostrzegano, o których grozie sama wiedziałam, a jednak, a jednak wierzyłam, jak się wierzy w miłości - prosto i głupio, a tak pięknie, tak pięknie...
I potem znów uczyłam się wierzyć.

środa, 4 maja 2011

Lord, my body is being a good friend to me

Znów czytam cykl Diuny. Nie ma wiosny, a już na pewno lata, żebym nie czytała i nie myślała o tym.
Popijam kawą samotny poranek i marzę, że w końcu zacznę coś robić. Mam tyle planów... Być może to właśnie mnie powstrzymuje? A przecież wystarczy po prostu zacząć.
Śmieszne rzeczy dzieją się ostatnio w mojej muzyce - zaraziłam Piotra Catem Stevensem przez wspólne obejrzenie "Harolda i Maude", a teraz on mnie zaraził tą muzyką.
Właśnie wróciliśmy z gór. Towarzystwo świetnie się znalazło we własnym towarzystwie, więc wyjazd był nad zwyczaj udany.
Chciałabym wybrać się z tymi książkami gdzieś daleko od miłości i obowiązków. Może nuda wpędziłaby mnie w nastrój do pracy?
A przecież jedna z pierwszych nauk Diuny mówi, że nastrój ma się jedynie na rzeczy przyjemne - wyzwania podejmuje się po prostu wtedy, gdy stają przed nami, bo tak należy. Będę posłuszna Gurneyowi Halleckowi?