Znów czytam cykl Diuny. Nie ma wiosny, a już na pewno lata, żebym nie czytała i nie myślała o tym.
Popijam kawą samotny poranek i marzę, że w końcu zacznę coś robić. Mam tyle planów... Być może to właśnie mnie powstrzymuje? A przecież wystarczy po prostu zacząć.
Śmieszne rzeczy dzieją się ostatnio w mojej muzyce - zaraziłam Piotra Catem Stevensem przez wspólne obejrzenie "Harolda i Maude", a teraz on mnie zaraził tą muzyką.
Właśnie wróciliśmy z gór. Towarzystwo świetnie się znalazło we własnym towarzystwie, więc wyjazd był nad zwyczaj udany.
Chciałabym wybrać się z tymi książkami gdzieś daleko od miłości i obowiązków. Może nuda wpędziłaby mnie w nastrój do pracy?
A przecież jedna z pierwszych nauk Diuny mówi, że nastrój ma się jedynie na rzeczy przyjemne - wyzwania podejmuje się po prostu wtedy, gdy stają przed nami, bo tak należy. Będę posłuszna Gurneyowi Halleckowi?